24.11.2009 20:29
0

Kalendarz Pirelli 2010 – uroki Brazylii

Autor: Pirelli Polska

Terry Richardson to autor Kalendarza Pirelli 2010, prestiżowego wydawnictwa, które słynie z tego, że nad jego stworzeniem pracują najlepsi fotografowie i najpiękniejsze kobiety na świecie.

Kalendarz Pirelli 2010 to sentymentalny powrót do lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, kiedy wiele modelek dopiero zaczynało swoją przygodę przed obiektywem aparatu. Kalendarz zaprezentowano 19 listopada 2009 roku w Londynie.

Premiera Kalendarza miała miejsce w zabytkowym, dziewiętnastowiecznym budynku Old Billingsgate. W czasie pokazu podziwiali go dziennikarze, goście i kolekcjonerzy, którzy mieli ku temu już 37 okazję, ponieważ do tej pory powstało tyle edycji słynnego kalendarza.

Amerykański fotograf Terry Richardson na miejsce sesji wybrał Brazylię. Rok wcześniej autorem zdjęć był Peter Beard, który zdecydował się na egzotyczną Botswanę, w 2008 roku modelki w Chinach fotografował Patrick Demarchelier.

Kalendarz Pirelli 2010 to trzydzieści zdjęć, będących ilustracjami dla 12 miesięcy roku. Terry Richardson uwiecznił na swoich fotografiach piękne, naturalne kobiety. Pokazał, że prawdziwa uroda nie musi być efektem pracy grafika, ponieważ pochodzi ona z wnętrza pewnej siebie kobiety. Autora wyraźnie fascynuje natura kobiecości, pełna kokieterii i powabu. Wskazuje on, że każda kobieta jest inna, w inny sposób zmaga się z rzeczywistością, pozostając przy tym uroczą i uwodzicielską. Ciało na fotografiach jest autentyczne, pełne zmysłowości ale i ujmującej prostoty. Powrót do takich wartości to ukłon w stronę pierwszych edycji Kalendarza autorstwa Roberta Freemana (1964), Briana Duffyego (1965), czy Harry'ego Peccinotti (1968 i 1969). Dla nich również najważniejsza była naturalność, autentyczność i prawdziwe piękno.

Richardson bawi się konwencją, pokazuje ciało w sposób śmiały i otwarty. Jego fotografie emanują miłością i erotyzmem, wyraźnie skłaniają się ku połączeniu delikatności z pikanterią. Kalendarz dzięki tym zabiegom żyje, wzbogacany sugestywnymi rekwizytami: szablą, czy starymi oponami. Eros w takim układzie pozostaje ukryty za aluzjami, co potęguje efekt zmysłowości i kokieterii.

Znawcy sztuki Kalendarz Pirelli 2010 zaliczają do ekscentrycznego nurtu pop-art. Według nich fotograf bawił się swoją pracą a jednocześnie prowadził ją bardzo konsekwentnie, łącząc przeszłość, tradycję i nowoczesność na zdjęciach. Maniera pop-artu jest szczególnie widoczna w zastosowanej symbolice, którą każdy rozumie bezpośrednio. Dzięki temu kobiety na fotografiach Richardsona są tak urokliwe i pociągające.

Kalendarz Pirelli 2010 to sygnał od fotografa, który mówi, że nieważne są pozory, sztuczność, narzucone zasady, ponieważ prawdziwe piękno jest naturalne i niczym nieskrępowane. Dlatego autor pracuje z modelkami w taki sposób, aby odkryć ich zmysłowość. Rezygnuje z tła na rzecz wyeksponowania potęgi kobiecego magnetyzmu. Jest w swoim działaniu konsekwentny, gdyż pozbywa się z planu sesji także zbędnego sprzętu i asystentów.

Moja technika opiera się na braku techniki. Obiektywem jest moje oko, moja charyzma, moja umiejętność dostrzegania chwili i prawdy w dowolnej postaci: ujęcia, kolorów, świata, scenerii. To one stanowiły zawsze sedno mojej sztuki fotograficznej. - powiedział o swojej pracy fotograf.

W tworzeniu Kalendarza wzięły udział modelki z wielu krajów, w tym np. z Australii, Węgier, Holandii, Anglii, Serbii, czy Brazylii. Łącznie na planie pracowało jedenaście kobiet.

O Kalendarzu Pirelli

Kalendarz Pirelli to prestiżowe wydawnictwo, które powołano do życia w 1964 roku. Zawsze nad jego stworzeniem pracowali najwybitniejsi fotografowie i najpiękniejsze modelki. Na sesje wybierano wyjątkowe miejsca, a egzemplarze Kalendarza otrzymywali wybrańcy. Pierwszy z nich przekazywany jest królowej angielskiej, pozostałe stają się własnością artystów, filmowców, muzyków i klientów Pirelli. Co roku wydaje się zaledwie kilkanaście tysięcy egzemplarzy, z których 150 sztuk trafia do Polski.

Więcej o historii Kalendarza Pirelli możesz przeczytać w tym artykule.



Komentarze